Każdy kolekcjoner, hobbysta czy zbieracz ma swoją historię. Historię, którą zapoczątkowało zdarzenie, moment, często przełomowy, w którym podjęło się decyzja o pójściu za głosem dopiero co rodzącej się pasji. U mnie tą chwilą było odnalezienie (podczas porządków na działce u dziadków) mojej pierwszej winylowej przyjaciółki, towarzyszki większości dziecięcych zabaw. Miało to miejsce dokładnie 2 lata temu, w maju 2016 roku. Kiedy wzięłam ją do ręki i spojrzałam na jakże znajomą twarz, w głowie zaczęły kiełkować mi pewne myśli. Wtedy wydawały mi się szalone i irracjonalne. Myśli o tym żeby skompletować wszystkie elementy jej stroju i może dokupić jeszcze pozostałe modele lalek, którymi bawiłam się w dzieciństwie, a później kilka, o których jako mała dziewczynka zawsze marzyłam. Mimo, iż próbowała przez jakiś czas walczyć z pomysłem o zapoczątkowaniu własnej mini kolekcji, szybko się poddałam. Ulec nowej pasji najbardziej pomógł mi Internet. Pokazał bowiem ile osób, tak jak mnie, fascynuje ten piękny lalkowy świat i że nie jestem sama z moimi rozważaniami i rozterkami. Pochłaniałam godzinami blogi poświęcone Barbie. Przeglądałam zdjęcia i filmiki, czytałam fora. Pasjami śledziłam aukcje na portalach krajowych i zagranicznych, poznając w ten sposób rynek. Zgłębiałam historię interesujących mnie modeli lalek Mattela. Poznawałam opinie hobbystów na różne temat, a także ich osobiste Barbieowe perypetie i doświadczenia.
Niektórzy kolekcjonerzy (i jest to znaczna większość) bawili się lalkami w dzieciństwie, inni natomiast nie interesowali się nimi w ogóle, a ich pasja narodziła się w dorosłym życiu. Ja zdecydowanie należą do tej pierwszej grupy zbieraczy. Moje lalkowanie zaczęło się bowiem jakieś 28 lat temu, a dokładnie w 1990 roku kiedy to, jako niespełna 7 letnia dziewczynka, kupiłam swoją pierwszą Barbie w Pewexie za długo zbierane pieniądze. Nieświadomie zainaugurowałam tym wydarzeniem swoją przyszłą dorosłą kolekcję tych pięknych, jasnowłosych (teraz już nie tylko, choć ciemnowłose nadal u mnie w mniejszości) lalek sprzedawanych pod szyldem Mattela. "Upolowanym" przeze mnie pierwszym modelem była kultowa Kowbojka, czyli Wetsern Fun Barbie wyprodukowana w 1988 roku. Teraz trzymając ją po tak wielu latach w rękach (mimo, iż widać, że życie jej nie oszczędzało) moje uczucia do Western Fun Barbie nie osłabły. Jest dla mnie najpiękniejsza, mimo iż na półce obok niej siedzi już kilka droższych czy bardziej kultowych modeli. Nadal pamiętam jej zapach. Zapach nowej lalki po raz pierwszy wyciągniętej z pudełka. We wspomnieniach potrafię odnaleźć kreacje, które jej "fundowałam" oraz niezliczoną ilość zabaw z jej udziałem!
Niektórzy kolekcjonerzy (i jest to znaczna większość) bawili się lalkami w dzieciństwie, inni natomiast nie interesowali się nimi w ogóle, a ich pasja narodziła się w dorosłym życiu. Ja zdecydowanie należą do tej pierwszej grupy zbieraczy. Moje lalkowanie zaczęło się bowiem jakieś 28 lat temu, a dokładnie w 1990 roku kiedy to, jako niespełna 7 letnia dziewczynka, kupiłam swoją pierwszą Barbie w Pewexie za długo zbierane pieniądze. Nieświadomie zainaugurowałam tym wydarzeniem swoją przyszłą dorosłą kolekcję tych pięknych, jasnowłosych (teraz już nie tylko, choć ciemnowłose nadal u mnie w mniejszości) lalek sprzedawanych pod szyldem Mattela. "Upolowanym" przeze mnie pierwszym modelem była kultowa Kowbojka, czyli Wetsern Fun Barbie wyprodukowana w 1988 roku. Teraz trzymając ją po tak wielu latach w rękach (mimo, iż widać, że życie jej nie oszczędzało) moje uczucia do Western Fun Barbie nie osłabły. Jest dla mnie najpiękniejsza, mimo iż na półce obok niej siedzi już kilka droższych czy bardziej kultowych modeli. Nadal pamiętam jej zapach. Zapach nowej lalki po raz pierwszy wyciągniętej z pudełka. We wspomnieniach potrafię odnaleźć kreacje, które jej "fundowałam" oraz niezliczoną ilość zabaw z jej udziałem!
Z uwagi na to, że moje świadome dzieciństwo przypadło na koniec lat osiemdziesiątych i początek lat dziewięćdziesiątych, miałam lalkowo w czym wybierać. Był to bowiem złoty okres w historii Mattela. Moja Kowbojka nie pozostała, więc długo samotna. Za jakiś czas dołączyła do niej Dance Magic Barbie i Ken, później Wet'n Wild, wyśniona Sparkle Eyes, Capri, ukochana Christie Benetton, Skipper i Barbie w czapce z uszami Mickey Mouse. Poza tą imponującą gromadką, byłam szczęśliwą posiadaczką domku dla lalek i kampera, a także dwóch playsetów - dwustronnego łóżka i stołu. Kilka dni temu, przeglądając rodzinny album natrafiłam na piękną pamiątkę z dzieciństwa - powyższe zdjęcia z moim lalkowym inwentarzem. Stało się to bodźcem do napisania tego posta i różnych przemyśleń. Na pewno teraz patrzę na lalki inaczej niż wtedy, ale nadal potrafią one wywołać uśmiech na mojej twarzy, zająć myśli i wypełnić serducho pozytywnymi emocjami. I dlatego każdego dnia przekonuje się, że było warto rozpocząć tę podróż.
maj 2018 |
Masz rację, każdy kolekcjoner Barbie pamięta ten moment, kiedy to winylowa blondynka zawładnęła jego sercem :)))
OdpowiedzUsuńPięknie to wszystko opisujesz i przeżywa się to, razem z Tobą, na nowo :-)
Pozdrawiam gorąco i życzę wielu kolejnych przygód z "lalkowaniem" :)))
Bardzo mi miło czytać taki komentarz ♥ dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
UsuńPiękna kolekcja i przyjemny sentymentalny post <3
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ♥
Usuń